strumień prześladujących ją obrazów tamtej nocy, kiedy dopadł ją na ranczu, wsiadł do szoferki pikapa jej ojca,
przygwoździł ją do fotela... - Wezwę policję! - zagroziła Vianca. - Zrób to koniecznie, okej? Ale pamiętaj: nie zabiłem twojego starego. - Ramón? - zapytała Aloise. Odwróciła się, żeby popatrzeć na stolik, na którym stały zdjęcia jej nieżyjącego męża, oświetlone kilkoma świecami, oraz piękny portret Jezusa Chrystusa. Vianca podniosła i zapaliła marlboro. - Musisz wyjść, Shelby. Madre jest chora, a ja nie mogę ci pomóc... - Powiedz mi tylko, co pamiętasz z tej nocy, kiedy zabito twojego ojca. - Nic. Niczego nie pamiętam. To było dawno temu. 190 - Ramón? - znów odezwała się Aloise i zwróciła na Shelby swoje ciemne, udręczone oczy. - Ramón? - powtórzyła. - Jego tu nie ma, madre. Pamiętasz? - Vianca nerwowo zaciągnęła się papierosem, a potem wypuściła kłąb dymu. - Czasami wszystko jej się miesza. Stawka referencyjna Polonia - Shelby, wyjdź! - wołał Ross, głośno waląc w drzwi. - Hej, czy ty i ja nie możemy być przyjaciółmi? - On jest pijany - stwierdziła Vianca i rzuciła podniesionym głosem: - Ja nie żartuję. Zadzwonię po policję, jak się stąd nie wyniesiesz, i to już! - Mowy nie ma. - Ross się roześmiał. Vianca zaklęła soczyście po hiszpańsku, a Shelby przyglądała się wnętrzu małego domu, jego schludnemu umeblowaniu i ołtarzykowi ku czci Ramóna. - Hej, co ty masz przeciwko mnie, Vianca? Ja tego nie zrobiłem, wiesz? Jestem wolnym człowiekiem. - Wolnym człowiekiem, który wkracza na teren prywatnej posiadłości! Och, na miłość Matki Boskiej! - Vianca Prawo podeszła do frontowych drzwi i otworzyła je. Przez siatkę Shelby zobaczyła prostacką, rozwścieczoną gębę mężczyzny, który kiedyś ją zgwałcił. - Odejdź, Ross. - Zrobiła krok do przodu. - Nie chcę cię widzieć. Ani dzisiaj, ani w ogóle. - A dlaczego nie? Wiesz, Shelby, czekałem na ciebie dziesięć lat. Shelby ogarnęły mdłości. Wzięła się jednak w garść i powiedziała spokojnym głosem: - Odejdź, i to natychmiast. Nigdy więcej nie naprzykrzaj się ani mnie, ani tym ludziom. - Tym ludziom. Myślisz, że to są twoi przyjaciele? - Zaśmiał się złośliwie. - To nie wiesz, że oni trzymają się razem? A ty, Vianca, masz się z czego tłumaczyć. Widziałem cię tamtej nocy, prawda? Owszem, byłem pijany i ukradłem wóz temu draniowi, ale ty też tam byłaś... - Zmrużył oczy, a Vianca zrobiła się biała jak ściana. - Dopiero teraz sobie przypomniałem. Byłaś w tym wozie. A niech mnie, czy to ty zabiłaś swojego starego? Czy nie tak było? Miałaś dosyć tego, że cię maltretował? - Zamknij się! - Nie wezwiesz glin - rzucił już normalnym tonem - bo mogę im powiedzieć coś, co cię obciąży. Teraz to Nevada będzie ponosił konsekwencje, ale powinni przymknąć ciebie, meksykański śmieciu. - Czy to prawda? - zapytała wstrząśnięta Shelby. Kręciło jej się w głowie, a leżąca w salonie Aloise znowu zaczęła bełkotać monotonną hiszpańszczyzną, często powtarzając imię męża. - To bzdury. Kłamstwa - zarzekała się Vianca. Ross uśmiechał się szyderczo za siatkowym ekranem. - Czyżby? Ja tak nie myślę. A ty, Shelby? W co wierzysz? Czy ty też na mnie czekałaś? - Idź do diabła, McCallum! - W powietrzu czuć było wielkie napięcie. - Może i pójdę - odparł, a potem uśmiechnął się złowrogo. - Właściwie to ja już tam byłem, no nie? Ale teraz przyszła kolej na kogoś innego, co? Teraz Nevada ma wreszcie swoje piekło. - A ty go wrobiłeś, prawda? - sapnęła Shelby, nie czując już przed nim strachu. Podeszła bliżej do drzwi; od Gazeta Prawna mężczyzny, który ją zgwałcił, dzieliła ją tylko cienka siatka. - Guzik mnie obchodzi, że nie możesz być sądzony drugi raz za tę samą zbrodnię. Jeśli wrobiłeś Nevadę, to przysięgam, że cię dorwę i dopilnuję, żebyś otrzymał wyrok, na jaki zasługujesz. - Nie, nie rób tego. - Vianca gwałtownie pokręciła głową. - Hm, śmiało, dziewczynko. - Jego oczy błyszczały złośliwym podnieceniem. - Przekonajmy się, jak to teraz z 191 tobą jest. Jeśli dobrze pamiętam, byłaś najlepszą dupą, jaką kiedykolwiek zaliczyłem. A ta twoja córka... czy i ona nie mogłaby być moja? - Jej w to nie mieszaj. - Shelby jeszcze nigdy nie doświadczała tak wielkiego strachu jak w tym momencie. Vianca poszarzała na twarzy i szybko się przeżegnała, jak gdyby w końcu pojęła, o czym oni mówią.