- To, co naprawdę warte zachodu, nigdy nie jest proste, moja droga. Ale sama pani mówiła, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zwłaszcza dla osoby, której ufają, i która jest blisko.
Nie zadrżała, nie próbowała się od niego odsunąć, jedynie lekko uniosła brwi. Biznes, powiedziała sobie. Lady Isabell lubi robić dobre interesy. A właśnie zaproponowano jej najlepszą pracę, jaką Blaque miał do zaoferowania. - Została pani wybrana spośród wielu kandydatów. Od dziesięciu lat wciąż mam jedno niezrealizowane marzenie. Jestem przekonany, że dzięki pani wreszcie się ono spełni. Ściągnęła usta, udając, że rozważa jego propozycję. Widocznie uznał, że jej milczenie trwa zbyt długo, bo delikatnie zabębnił palcami o kostki jej zaciśniętej dłoni. Jak dotyk tarantuli, pomyślała, walcząc z dreszczem obrzydzenia. - Jestem zaszczycona pańskim zaufaniem, ale muszę powiedzieć, że dla osoby z moją pozycją w organizacji to spora odpowiedzialność. Chyba nawet zbyt duża... - Możemy temu łatwo zaradzić. Bouffe właśnie... przechodzi na emeryturę - oznajmił gładko. - Będę musiał wyznaczyć kogoś na jego miejsce. - Poproszę o jakąś gwarancję, monsieur. - Ma pani moje słowo. - Monsieur. - Uśmiechnęła się nieznacznie. Skinął głową, po czym wstał i nacisnął przycisk na biurku. Gdy w drzwiach stanął James, powiedział sucho: - Lady ISabell zastąpi Bouffe'a. Załatw, co trzeba. Tylko dyskretnie. - Oczywiście. - Chłodne oczy Jamesa przymknęły się jak w chwili przyjemności. Kiedy wyszedł, Bella odezwała się niedbale: - Domyślam się, że pewnego dnia z równą łatwością pozbędzie się pan mnie. - Nie zrobię tego, dopóki będę z pani zadowolony. - Pochylił się i pocałował ją w rękę. - Mam przeczucie, że się na pani nie zawiodę. Obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne ? kto mu podlega? - Muszę pana o czymś uprzedzić. Pomysł z zabijaniem małych dzieci budzi we mnie wstręt. - Wyraźnie poczuła, jak jego palce zaciskają się wokół jej dłoni, ale nawet nie drgnęła. - Jednakże pięć milionów dolarów na pewno pomoże mi go przełamać. Widziała, jak w jego oczach błysnął gniew. Wytrzymała to spojrzenie, ale trochę się obawiała, czy niechcący nie posunęła się zbyt daleko. – Pieniądze są dla pani tak wielką pokusą, ma petite ? - Nie pokusą, lecz przyjemnością. Lubię, kiedy coś daje mi zadowolenie. - Ma pani dwa tygodnie, żeby mnie zadowolić, lady Isabell. Potem z największą przyjemnością zrewanżuję się za przysługę. - Podał jej rękę i pomógł wstać. - A teraz, na dowód zaufania, opowie mi pani o tym, czego nie uwzględniła pani w swoich notatkach. Bella podeszła do biurka, gotowa uraczyć go całą litanią kłamstw. Była krańcowo wyczerpana. Żadne z dotychczasowych zadań nie spustoszyło jej wewnętrznie w takim stopniu, jak rozmowa z Blaqiem. W drodze do pałacu marzyła tylko o jednym - by jak najszybciej wejść pod gorący prysznic i zmyć z siebie jego dotyk i zapach wody kolońskiej. Jakieś sto metrów za bramą zatrzymała samochód. Emmett bezszelestnie wyłonił się z gęstego mroku i wsiadł do środka. Kim jest ReZigiusz (rezi style)? - Długo cię nie było. - Przyjrzał się jej uważnie. - W rozkazach nie było mowy, że zerwiesz kontakt na ponad godzinę. - Podobnie jak nie było mowy, że spotkam się z Blaqiem. - Naprawdę? - Tak. Przekazałam mu wszystkie informacje. I wskoczyłam na miejsce Bouffe'a. - Musiałaś zrobić na nim dobre wrażenie. - Emmett uniósł jedną brew. - Tak miało być, prawda? - Drażnił ją nawet smak brandy w ustach. - Szykuje coś na wieczór premiery. - Widząc, że Emmett zesztywniał, dodała uspokajająco: - To raczej nie będzie nic poważnego. Chodzi mu o to, żeby popsuć nam zabawę. Zresztą trudno powiedzieć, bo jest bardzo ostrożny w tym, co mówi. Gdybym miała przeciw niemu zeznawać, byłoby mi trudno udowodnić mu przygotowywanie spisku. Nie mówi wprost o swoich zamiarach. Teoretyzuje, wysuwa hipotezy. - Nie powiedział ci, gdzie zamierza uderzyć? - Prawdopodobnie w pałacu. To dla niego największe wyzwanie. Mamy dwa tygodnie. - Wtedy uderzy? - Tyle dał mi czasu na wymordowanie twojej rodziny. Całej, z wyjątkiem Carlise’a. - Spojrzała mu twardo w oczy. - Mam zabić wszystkich. Łącznie z dziećmi. Emmett sięgnął po papierosa, ale go nie zapalił. - Mamy dwa tygodnie, żeby go powstrzymać - powtórzyła głucho. - Jesteś pewna, że w nic cię nie wrabia? - Nie sądzę. Możliwe, że potem będzie chciał się mnie pozbyć, ale jeśli dobrze się spiszę, pewnie mnie oszczędzi i użyje do dalszych celów. - Musimy zawiadomić o wszystkim Carlise’a. - Wiem. Ale tylko jego i nikogo więcej. - Póki co, zachowuj się jak do tej pory. - Gestem nakazał, by ruszyła z miejsca. - Potrzeba nam trochę czasu. - Do premiery zostało tylko parę dni. - Damy radę. Teraz połóż się i odpocznij. Jak tylko będę coś wiedział, natychmiast dam ci znać. Wysiedli z samochodu, ale nim się rozeszli, Bella spojrzała mu prosto w oczy. - Chcę go dostać - powiedziała twardo. - Chcę go mieć dla siebie. Wiem, że to głupie i nieprofesjonalne, ale uprzedzam, że jeśli nadarzy się okazja, sama go załatwię. Emmett nie odezwał się słowem. Przed chwilą przysiągł sobie to samo. ROZDZIAŁ ÓSMY PIT za 2021 r. Jak i do kiedy trzeba się rozliczyć? - Nie chcę, żebyś tam szła. - Przecież wiesz, że muszę! - Alice gwałtownie odwróciła się do męża. W jej oczach malował się upór. - To moja sztuka, mój zespół i moja produkcja. Jasper, zrozum, ja nie mam wyboru! - Masz. Twój stan jest dostatecznym pretekstem. - Popatrzył na nią z niepokojem. W szafirowej sukni, z rozpuszczonymi ciemnymi włosami była zjawiskowo piękna. Tak bardzo się o nią bał! - Alice - zaczął łagodnie - po co narażać się na niebezpieczeństwo? A jeśli w teatrze naprawdę coś się stanie? Pomyślałaś o tym? Pomyślała, i to nieraz. Odkąd Emmett uprzedził ich o zagrożeniu, nie zaznała chwili spokoju. Bała się, ale strach nie działał na nią paraliżująco, nie zmniejszał jej determinacji. - Napisałam tę sztukę - mówiła, poprawiając w lustrze włosy. - Wyprodukowałam ją, ale - podniosła głos, nie pozwalając sobie przerwać - nie to jest najważniejsze. Pierwszym powodem, dla którego muszę być dziś w teatrze jest to, że jestem twoją żoną. Argument był mocny, jednak nie na tyle, by skłonił go do zmiany zdania. Chciał, żeby została w pałacu, bo tu była bezpieczna. Tu nie mogło spotkać jej nic złego, na zewnątrz zaś, wręcz przeciwnie. - Kochanie, posłuchaj. Wiesz, że Emmett rzadko się myli. Chyba nie chcesz narażać siebie i dziecka? Rozumiem, że ta sztuka jest dla ciebie ważna, ale... - Ty jesteś ważniejszy - wtrąciła szybko.