puknął w stół. Patrzył przy tym na rozdającego karty z leniwą nonszalancją, lecz Becky, która
siedziała mu na kolanach, czuła łomot jego serca. Wokół stołu rozległy się okrzyki zdumienia, gdy trzecia siódemka padła na zielony welwet. - Niebywałe! - Niech mnie licho! - Nie widziałem czegoś takiego od miesięcy! Alec odetchnął głęboko. - Trzy siódemki! Dwadzieścia jeden! - krzyknęła Becky. - Naprawdę przynosisz mi szczęście. - Alec miał nieco nieprzytomną minę. - Ten pocałunek podziałał lepiej, niż ci się zdaje! - Niesłychane szczęście, panienko - powiedział łysy mężczyzna w średnim wieku, siedzący koło niego. - Wypłata wyniesie trzy do jednego! - Alec! Wygrałeś sto pięćdziesiąt funtów! Wieść o triumfie rozeszła się szybko po domu gry i ludzie obstąpili wokoło stół, żeby patrzeć na grę Aleca. Becky jednak - jak sama wcześniej przyznała - była nieco przesądna. Dobra passa Aleca sprawiła, że dostała gęsiej Księgowość budżetowa skórki. Co za ogromna suma! Z trudem mogła uwierzyć, że właśnie wygrał pieniądze, które wystarczyłyby na roczne utrzymanie farmy. Spojrzała niespokojnie na innych graczy. Wielu już odeszło od stołu, lecz Alec najwyraźniej nie zamierzał tego zrobić. A może powinien? Po co kusić los? Była zachwycona jego sukcesem i rozumiała, że może mu się jeszcze bardziej poszczęścić, lecz zaczęła się też trochę denerwować. Gdy gracze się zmienili i rozdający raz jeszcze schował zebrane karty pod spód talii, z wahaniem spytała: 24 26 maja 2022 r. egzamin ósmoklasisty - Może powinniśmy już dać spokój? - Co, rezygnować akurat teraz? Do diabła! Nie ma mowy! - Alec... Zignorował ją, wpatrując się z napięciem w kartonowe pudełko do kart. Niemal ją przestraszyło to gorączkowe spojrzenie. - Mam już dość, Alec. Chodźmy stąd, nim stracimy wszystko, co wygrałeś. - Jeszcze nie. - Po co ryzykować? Wygrałeś ponad dwieście gwinei w czasie krótszym niż dwadzieścia minut! - Becky, wiem, co robię! Zaskoczył ją ten ostry ton. Alec spostrzegł to. - Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Ale przecież gram dla ciebie! - Naprawdę? - spojrzała mu w oczy. Fuknął gniewnie i się odwrócił. Nie mogła zaprzeczyć, że mu się poszczęściło, więc zamilkła. Ale przyrzekła sobie w duchu, że jeśli przegrają, to go chyba udusi. Gdy rozdający wypłacił mu potrójną wygraną, sto pięćdziesiąt funtów, które Alec zdobył, przybrało formę jednego czarnego sztona i dwóch zielonych. Przy trzecim razie Alec tak podniósł stawkę, że przekroczyła maksymalną sumę, na jaką pozwalał stół - czarny szton miał wartość stu gwinei. Becky poczuła się nieswojo. - Jeszcze wszystko stracimy! - Dziecinna igraszka - mruknął pod nosem Alec. - W Brighton będę grał o dużo wyższe stawki. Uspokój się. Początkujący zawsze się denerwują. Nic sobie z tego nie rób. Becky dopiero teraz zrozumiała, jak dalece musi mu zaufać, jeśli ich plan ma się powieść. Sto funtów było kroplą w morzu, Alec miał rację. W Brighton musi grać o tysiące, pojemniki szklane jeżeli mają odzyskać Talbot Old Hall. Nie była pewna, czy zdoła wytrzymać takie napięcie, Alec natomiast wydawał się jakby stworzony do gry. Zaczęła się modlić w duchu, gdy zwinne ręce rozdającego kładły po dwie karty przed każdym graczem. W pierwszym rozdaniu Alec otrzymał damę kier. Becky wstrzymała dech, gdy rozdający znów obchodził stół. Alec uśmiechnął się zwycięsko, gdy dama znalazła partnera w asie karo. Odchylił się niedbale do tyłu. - Dwadzieścia jeden. Wśród otaczającego ich tłumu rozległy się głośne gratulacje, ale Becky pobladła. To wprost niesamowite! Alec był zbyt honorowy, by szachrować, ale ona wiedziała, co powiedziałaby w takim wypadku pani Whithorn. Człowiek, któremu tak sprzyja szczęście, musi mieć konszachty z diabłem!